WolniakJ WolniakJ
334
BLOG

Glossa ws. elementarza

WolniakJ WolniakJ Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Nie, wcale nie lekceważę decyzji z jakiego podręcznika będą korzystać pierwszoklasiści, ale medialna wrzawa wokół tego jest niewspółmierna z rangą zdarzenia. Góra urodziła mysz. Pierwsza część elementarza pt. Jesień nie jest czymś nadzwyczajnym. Takich kolorowych książeczek jest mnóstwo. Dla wydawnictw które zajmują się tym od wielu lat, to żadna sztuka. Mają wystarczające zasoby zdjęć, grafik i tekstów, by niemal w biegu stworzyć kolejną wersję czytanki.

Przejrzałem dokładnie tę książkę udostępnioną wirtualnie przez MEN i ani mnie nie zaskoczyła, ani zmartwiła. Jeszcze raz powtarzam, na rynku wydawniczym jest mnóstwo podobnych wytworów. Nie znalazłem tam niczego, co budziłoby we mnie istotne zastrzeżenia jako nauczyciela i rodzica. Bałbym się także mówić czego tam nie ma, wszak będą jeszcze trzy części. Tymczasem rozlała się fala krytyki i zachwytów. Uważam, że ani się nie ma czym zachwycać, ani czym gorszyć.

Nie widzę w tej książce żadnych nowatorskich, oryginalnych rozwiązań, jakiejś szczególnej metodycznej myśli. To przyzwoita robota dbająca o poprawność polityczną, dlatego na obrazkach są dzieci nie tylko o różnym kolorze skóry, ale i obco brzmiących imionach. Publikację cechuje rozległa feeria barw. Spotkałem się gdzieś z opinią, że ta nadmierna kolorystyka może dzieci rozpraszać. Podobnie jak nagromadzenie różnych szczegółów na obrazkach. Krytycy podkreślają też kosmopolityczny charakter książki, ubogość symboliki narodowej. Ale to dopiero pierwsza część. Są też zarzuty całkiem merytoryczne odnoszące się do sylabizacji, w której na siłę konstruuje się sztuczne wzorce. Nie spotkałem się w żadnym razie z żadnym poważnym zarzutem dyskwalifikującym tę książkę.

O co zatem ta cała wrzawa. Przecież pani minister z poparciem samego premiera przyszykowała na 1 września prezent. Darmowy elementarz. Mówiono o tym dawno, ale w końcu ktoś to zrobił. Tak, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie polityka. Zadanie, które otrzymała pani Kluzik-Rostkowska przyszło w momencie porażki akcji zapędzenia do szkół 6-latków. Większość rodziców nie chce wcześniej wysyłać swoich maluchów do szkół i korzysta z odroczenia, posiłkując się opiniami specjalistów. Do skrócenia dzieciństwa ich pociech nie przekonała ich nawet ogromna akcja propagandowa poprzedniej minister Szumilas, dlatego postanowiono tę porażkę przykryć wizerunkowym sukcesem podręcznikowym. Stare przysłowie mówi o darowanym koniu, któremu się w zęby nie zagląda. A tu przecież będzie towar świeży, kolorowy, pachnący świeżą farbą i parę złotych w kieszeni będzie. Tyle, że na lodzie pozostanie paru wydawców, którym nie dane było dostąpić zaszczytu otrzymania monopolu na pierwszy podręcznik. Wszystko w świetle prawa zalegalizowane i przez większościową  koalicję zaklepane. W pośpiechu nawet nie wiadomo czy o jakichś aktach prawnych nie zapomniano, ale przecież to wszystko dla dobra dziecka się działo. Jeszcze jedna kwestia, która jest ważna. Nie można zapominać, że ten podręcznik to nie jest jedyne i zasadnicze źródło do nauki. Nauczyciele nauczania początkowego mają do dyspozycji jeszcze cały szereg innych pomocy. Są to zeszyty ćwiczeń, różnego rodzaju układanki, obrazki, wycinanki, itp. i to od ich doświadczenia i inwencji zależy skuteczność nauki. W całej tej sprawie pozostaje niesmak, że kwestie podręcznika, którymi powinny być przedmiotem dyskusji specjalistów, uczyniono polityczną hucpą.

Aby słupki rosły, aby żyło się lepiej.

Janusz Wolniak

WolniakJ
O mnie WolniakJ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości